Mężczyzna miał czterdzieści pięć lat, był żonaty, miał dwóch synów w wieku jedenaście i trzynaście lat. Mieszkał z teściową. Był bezrobotny, ale nikt w rodzinie o tym nie wiedział oprócz jego żony.Był artystą i czasem wykonywał różne prace artystyczne, ale nie miał regularnej pracy. Na swój sposób prowadził podwójne życie, ponieważ żona nie wiedziała, że uczestniczył w psychoterapii.
Jego żona miała bardzo symbiotyczną relację ze swoją matką, do tego stopnia, że czasem spały w łóżku małżeńskim, a on nocował w sypialni dzieci. Pacjent czasem twierdził, że rozumie żonę. Często miotał się między zrozumieniem a nienawiścią do tej sytuacji. Raz przychodził i mówił, że gdybym go zahipnotyzował i usunął te objawy byłby najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Kilka minut później mówił, że biorąc pod uwagę sytuację rodzinną, nie dziwi go, że wykształciły się tego typu objawy. Jego ojciec był ochroniarzem Adolfa Hitlera, więc przebywał blisko Hitlera w Berlinie. Był bardzo brutalny wobec syna. W tym czasie pacjent przebywał w domu opieki zastępczej z bardzo ciepłą kobietą.
Mój pacjent miał jedną stronę osobowości bardzo twardą, niemiecką. Z drugiej strony był kreatywny, był artystą. Otrzymał nawet międzynarodową nagrodę za twórczość. Po zakończeniu wojny mój pacjent wrócił do ojca, który w tym czasie stał się bardzo religijny. Tego samego wymagał od swoich trzech synów. Po czterech latach ojciec zmarł, a pacjent nie mógł sobie z tym poradzić. Miał bardzo negatywne postrzeganie własnej osoby. Nie chciał nawet, aby ktokolwiek robił mu zdjęcia.
Ciekawy był cel terapii. Mężczyzna chciał uzyskać poprawę w przypadku wszystkich swoich objawów, aby mógł rozpocząć nowe życie zawodowe i mieć na tyle siły, aby wyprowadzić się od żony i teściowej. Myślał, że wtedy żona i jej matka zaczną się kłócić między sobą i żona z dziećmi przeprowadzi się do niego.
Pacjent uczył się autohipnozy. Zawsze twierdził, że nigdy nie był w transie podczas sesji, mimo, że wykazywał silne objawy transu. Raz opowiedział o śnie, jaki miał miejsce znacznie wcześniej. Działo się to, gdy otrzymał międzynarodową nagrodę za twórczość. Czuł się bardzo silny. Obudził się w nocy i wydawało mu się, że widzi swojego sobowtóra w pokoju. Mówił temu drugiemu, wspaniałemu mężczyźnie, że teraz może już do niego podejść.
Na podstawie tego snu zaczęliśmy pracę nad integracją różnych aspektów jego osobowości. Celem była większa spójność między różnymi aspektami osobowości. Opowiadałem mu wiele historii o naukowcach, którzy dzięki intuicji wpadli na najbardziej innowacyjne rozwiązania. Często pracowaliśmy nad jego relacją z teściową.
Podczas dwóch sesji pracowaliśmy nad integracją aspektów osobowości. Jego stan emocjonalny naprawdę się poprawiał. Powiedział, że w swojej małej kawalerce często tańczy do piosenki Friends „Friends”. Wydawało się, że jego ból i inne objawy nie zmieniły się podczas tych sesji. Cały czas utrzymywał, że hipnoza nie działa. Starałem się znaleźć bardziej niebezpośredni, symboliczny sposób, aby odnieść się do jego problemów. Ponieważ opowiedział mi o tej piosence, pomyślałem, że to już symbolizuje jego bardziej ciepłą, artystyczną część osobowości. Piosenka pochodzi sprzed 40 lat, była niezwykle popularna w Niemczech. Opowiada o tym, że autor idzie na plażę z dwoma kobietami i bardzo dobrze się bawi.
Pacjent powiedział, że lubi piosenkę i lubi przy niej tańczyć. Pomyślałem, że może ta ostrzejsza cześć jego osobowości jest bardzo dobrze symbolizowana przez hymn narodowy Niemiec. Pierwsza zwrotka, jakiej nie możemy używać od czasów Hitlera to „Niemcy, Niemcy nade wszystko”. Pomyślałem, że być może hymn będzie symbolizował w dobry sposób jego dzieciństwo i pruskie części jego osobowości. Jak zwykle zapytałem pacjenta, jaki ma być cel tej hipnozy. Odpowiedział, że chciałby znów umieć płakać, ponieważ nie potrafił się rozpłakać. Ojciec zawsze ośmieszał go mówiąc, że jest płaczliwy, że jest beksą. Mężczyzna powiedział, że gdyby znów mógł płakać, byłby to dowód, że psychoterapia i hipnoza są skuteczne.
Plan hipnozy był następujący. Chciałem skierować hymn Niemiec do prawej strony jego ciała i jednocześnie piosenkę „Friends” do lewej strony. Mówiłem raz do jednego, raz do drugiego ucha. Następnie zacząłem mówić do środka jego ciała o pogodzeniu tych dwóch utworów. Symbolizowałem to, mówiąc, że po wojnie pracujemy ciężko nad pogodzeniem się, nad poprawą życia.
Do prawej strony jego ciała mówiłem takie rzeczy jak „obowiązek”, „odpowiedzialność”, a do lewej słowa emocjonalne, takie jak „smutek”, „gniew”, „żałoba”. Następnie mówiłem do środka ciała słowa takie jak „granice”, „ograniczenia”, „ręce, które wyciągają się do uścisku po wojnie”, „mamy zgodę”. Wreszcie zaczęły mi się kończyć słowa i zacząłem myśleć, że powinienem się lepiej przygotować. Pomógł mi przypadek - to, co działo się w tle. Pacjent siedział symetrycznie, jego ręce się dotykały. Słychać było dużo śmiechu, samochody oraz piosenkę „We don’t need another hero”.
Przez piętnaście minut siedział bez ruchu, był bardzo zaabsorbowany. Gdy wyszedł z transu natychmiast zaprzeczył i powiedział, że nie był prawdziwy trans. Mówił, że gdyby hipnoza działała, powinien zobaczyć wieżę Eiffla, pola Elizejskie itp. Tymczasem on cały czas myślał o organizacji Greenpeace i o statku Rainbow Warrior. Bardzo mnie cieszyła ta symbolika. Statek należał do organizacji Greenpeace. Francuskie służby specjalne próbowały zniszczyć statek. To bardzo dobra symbolika. Mamy Francję i Niemcy, które walczą ze sobą, ale we właściwym celu.
Kilka dni później mieliśmy naszą dziewiątą sesję. Powiedział, że noc po poprzedniej sesji spał lepiej niż kiedykolwiek. Żona również spała bardzo dobrze. Nie miał bolesnych skurczy. Powiedział, także, że musi się skonsultować z psychiatrą, ponieważ zdarzyło się coś bardzo dziwnego w drodze na sesję. W trakcie drogi usłyszał piosenkę „The winner takes it all”, grupy ABBA, musiał się zatrzymać i zjechać na pobocze, ponieważ zaczął płakać i nie mógł przestać.
Mężczyzna powiedział mi, że może ta piosenka tak go poruszyła, ponieważ ma poczucie przegranej na polu zawodowym i zazdrości innym ludziom, którzy osiągnęli sukces. Był zszokowany, że nie potrafił opanować emocji na środku autostrady.
Nie wiem, czy znacie piosenkę „Summer in the city” The Lovin’ Spoonful. W tej piosence słychać dźwięki helikoptera. Dokładnie w tym momencie helikopter przelatywał nad kliniką uniwersytecką. Mój pacjent znał biegle angielski i francuski, przez pewien czas mieszkał z Ameryce. Zacytowałem fragment tej piosenki – gdzieś w mieście kochająca łyżka emocji, ale emocje można jeść tylko po łyżeczce, a nie na raz.
Mężczyzna natychmiast przybrał symetryczną pozycję z transu. Podjąłem kilka tematów – zwycięzca bierze wszystko, wrażliwe dzieci, które współczują swoim rodzicom, pogodzenie między Francją a Niemcami. Bardzo duże wrażenie zrobił na nim Willy Brandt, który klęknął w Getcie Warszawskim, więc o tym również mówiłem, a także o przemówieniu Prezydenta wygłoszonym w Izraelu w tym czasie. Mówiłem również o statku Rainbow Warrior. Powiedziałem także, że przegrani czasami odnoszą korzyści, dlatego, że rozumieją co się stało, a zwycięzcy czasem są uodpornieni na potrzebne poczucie winy.
Podczas kolejnej sesji znacznie lepiej komunikował emocje i powiedział, że prawie nie ma depresji, ma nową energię, perspektywy zawodowe. Nadal miał bardzo bolesne skurcze twarzy. Pokazał mi swój obrazek przedstawiający mózg podzielony na części, z jakich każda symbolizowała jakąś część jego osobowości. Prawie wcale nie było powiązań między tymi dwoma częściami. To wyglądało jak dwa osobne mózgi. W ramach zadania domowego miał stworzyć inny rysunek, gdzie byłoby więcej połączeń.
Podczas ostatniej sesji powiedział mi, że zdecydował się skończyć terapię. Powiedział swoim synom, że nie ma pracy i że się wyprowadzi i oczekuje, że matka z dziećmi szybko do niego dołączą. Rok później napisałem do niego z zapytaniem dotyczącym wykorzystania nagrań z sesji. Zgodził się, mówiąc, że nie działo się tam nic ciekawego. Opowiedział, że dziewięć miesięcy później dołączyła do niego żona z dziećmi i żyje im się znacznie lepiej. Napisał również, że chętnie zobaczyłby się ze mną w przyszłości, ale oczywiście nie możemy spotykać się z pacjentami na gruncie prywatnym.
Rok potem przypadkiem przebywałem w tym mieście, gdzie mieszkał i miałem trochę czasu. Zadzwoniłem do niego i odwiedziłem go w jego atelier. Jego sytuacja zawodowa była znacznie lepsza. Zorganizował wystawę swoich dawnych prac i miał bardzo wielu klientów. Tiki i skurcze nadal pozostały. Powiedział – „wszystkie powiązania piosenek w trakcie terapii było sztuką samą w sobie”. W trakcie terapii świadomie uważał, że nic nie działa, natomiast po jej zakończeniu zauważył, że było bardzo wiele ciekawych aspektów.